Mówią, że przy muzyce
poważnej można się lepiej skoncentrować. Włączyłem więc
Mozarta, zobaczymy co z tego wyniknie. Jak na razie mylą mi się
literki bo koncentruję się, owszem, tyle że na muzyce. Mi przy
pisaniu chyba jednak najlepiej służy cisza. Tyle, że w tym domu
cisza jest dobrem nieosiągalnym, a więc jeśli już jestem skazany
na dźwięki, to wolę, aby przynajmniej moja przestrzeń akustyczna
wypełniona była tak, jak sobie tego życzę. Aż dziw, że te
słuchawki mi jeszcze nie przyrosły. Chociaż ostatnio tyle się
zmieniło, że przynajmniej wychodząc zostawiam je w domu. Po części
to zasługa Leonarda, przez którego nie ma już miejsca na moje
ulubione pełne słuchawki na uszach, a po części – lubię
posłuchać czasem otoczenia. Czasami jest to zabawne doświadczenie,
znacznie częściej załamujące lub przerażające, ale zwykle dosyć
ciekawe. Niesamowite, czego czasem można się dowiedzieć, wyłapując
codzienne Polaków rozmowy.
No, chyba że dźwięków
i bodźców jest zbyt wiele, wtedy wyłączam się i najchętniej
uciekam w muzykę jeśli tylko mogę.
***
Trochę się ostatnio
ruszam. Oprócz roweru (w celach praktycznych) doszło jeszcze
bieganie (od czasu do czasu, ale od czegoś trzeba zacząć). Wpadła
mi w oko ciekawa inicjatywa – Night Runners. Ludzie spotykają się
w dwóch albo trzech miastach Polski w godzinach wieczornych, żeby
wspólnie pobiegać na ustalonej trasie, w większych grupach.
Wziąłem w tym udział i przyznam, że towarzystwo przy bieganiu
działa całkiem mobilizująco, a stały termin spotkań, niezależnie
od warunków, może być motywujący. Mi się podobało, pewnie się
znów wybiorę w poniedziałek.
Dziś też, po dłuuugiej
przerwie, udało mi się pograć trochę w badmintona. Lubię ten
sport.
Ale, żeby nie było za
różowo, to dla kontrastu przyznam, że oczywiście nawpieprzałem
się dziś do nieprzyzwoitości pączków, oponek i tego typu
cholerstwa. Ponoć dzisiaj można. Jasne. Zawsze można, może jednak
nie dorabiajmy sobie ideologii do takich rzeczy jak jedzenie.
Zresztą, każdy ma swoje sumienie, swój żołądek i swoją wątrobę
i przypuszczam, że u wielu osób przynajmniej jeden z tych elementów
do jutra dość dotkliwie da o sobie znać. Smacznego zatem ;>
No i oczywiście, robię
zdrowe i niezdrowe rzeczy na zmianę, tylko moje obowiązki na
uczelnię leżą odłogiem. I nie mówię już nawet o moim jutrzejszym
egzaminie – zapewne najdziwniejszym, jaki dotąd przyszło mi
zdawać, bo rozwiązywanym z domu, przez internet, o ile ten nie
odmówi posłuszeństwa, idąc za podszeptami niejakiego Murphy'ego.
A mam przecież jeszcze
dziś wycinanki do zrobienia... No i kiedy tu pisać pracę
magisterską? No nie da się ;>
Dobra, dosyć na razie
moich „lifestyle'owych” wynurzeń. Zapowiada się dość
znamienny weekend, po którym najpewniej nie będę już tym samym
człowiekiem. A jak będzie na prawdę – pożyjemy, zobaczymy, jak
mawiają jętki. A swoją drogą – Mozart o dziwo całkiem nieźle
się spisał. Trzeba będzie wypróbować, czy to jego jednorazowy
wybryk, czy rzeczywiście ma facet wyjątkowe zdolności.
Wycinanki, koniecznie! Ja się prawie dziś wygadałam..
OdpowiedzUsuńEgzamin, hmm, platforma moodle? :D
Tak ma facet wyjątkowe zdolności!!!! :-) Miło się czytało jak zawsze... :-) I nic już więcej nie napiszę... zwyczajnie poznaje Ciebie coraz bardziej...
OdpowiedzUsuńA gdzieś Ty się podział Herman????? Gdzie???
OdpowiedzUsuńFaktycznie zbyt dużo pustych kalorii sprawia że człowiek staje się ociężały. Ja też cię popieram co do maksymalizacji ruchu w całym naszym życiu. Biegajmy, uprawiajmy sporty, organizm potrzebuje ruchu, jesteśmy do tego stworzeni. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń