Każdy prędzej czy później zaczyna
odczuwać potrzebę podzielenia się z kimś jakąś swoją
tajemnicą. Najczęściej dobieramy do tego celu osoby zaufane i z
założenia dyskretne, to rozumie się samo przez się. Problem w
tym, że taka osoba też ma jedną lub więcej zaufanych i oczywiście
dyskretnych osób. A im bardziej sensacyjna czy intrygująca jest
wiadomość, tym pewniejszym można być, że popłynie dalej w
świat. Naiwne jest więc założenie, że cokolwiek może pozostać
tylko między osobą A i osobą B, a w niektórych przypadkach może
się zdarzyć, że nie starczy nawet liter alfabetu. Często zresztą
tak właśnie rodzą się plotki.
Parę dni temu otrzymałem od osoby A
pewną niedopowiedzianą informację, co dość szeroko otwierało
furtkę interpretacyjną. Oczywiście jedną z ciekawszych
interpretacji pozwoliłem sobie podzielić się z osobą C, wspólną
znajomą (ja w tym zestawieniu jestem oznaczony jako B jak baran, bo
tylko baran przekazuje dalej niepotwierdzone informacje), rzecz jasna
z zastrzeżeniem, że jakby co niczego ode mnie nie wie. I co?
Oczywiście po paru dniach dostaję od A sms-a dementującego moje
przypuszczenia.
W tym przypadku plotka zamknęła się
na szczęście w trójkącie ABC, ale często powstają znacznie
bardziej rozbudowane figury geometryczne, a kto wie, może i
przestrzenne bryły.
Właśnie z tą świadomością sam
staram się możliwie ograniczać w sobie potrzebę zwierzeń. Zdaję
sobie sprawę (i nikomu nie mam tego za złe), że mniej osób dowie
się o czymś, jeśli napiszę o tym na publicznym blogu, niż jeśli
zdradzę twarzą w twarz choć jednej znajomej osobie, rzecz jasna z
zastrzeżeniem „tylko obiecaj, że nikomu nie powiesz...”. No,
ale wiadomo, czasami człowiek musi, inaczej się udusi. Swoją
drogą, takie „zwierzenia, wyznania” to całkiem niezły nośnik
do szerzenia dezinformacji ;>
***
Mówią, że koniec lata to koniec
sezonu rowerowego. Ja natomiast wciąż korzystam z tego środka
transportu i zamierzam trzymać się go jak najdłużej. Nie dość,
że to oszczędność pieniędzy i czasu (a że czas to pieniądz,
więc rzekomo oszczędzam pieniądze do kwadratu, gdyby to jeszcze
miało jakieś odzwierciedlenie w zasobach portfela...), to jeszcze
ruch to zdrowie. Tak powiadają. Niektórzy mówią, że pewno mi
zimno, że mnie zawieje, że chory będę. Pytanie brzmi: czy
bardziej marznie się podczas 10minutowej przejażdżki, cały czas w
ruchu, czy czekając 10 minut w bezruchu na przystanku autobusowym?
Właśnie.
Niech żyją rowery.