Dostałem w prezencie
film. „Beats of Freedom” opowiada o przemianach w Polsce za
czasów komunizmu i roli, jaką pełniła w tych przemianach muzyka;
pokazuje, jakie znaczenie miała dla ludzi, oraz jaki był do niej
stosunek władz. Rock, punk, stały się w Polsce swoistym nośnikiem
buntu, środkiem do wyrażenia swojej niezgody na taką
rzeczywistość. Warto było posłuchać relacji ludzi aby lepiej
zrozumieć tamten czas. Jednak refleksje, jakie przyszły po
obejrzeniu filmu, wiązały się zupełnie z czymś innym.
Film pokazuje Hippisów,
Punków, Metalowców. Pokazuje ludzi, którzy mają cel, mają
poczucie przynależności, mają swoją wspólnotę, mają silne
poczucie siebie, ugruntowywane tylko i umacniane presją otoczenia.
Pojawiło się natomiast w mojej głowie pytanie – jak w tym
wszystkim odnajduję się ja?
Czasy się zmieniły,
subkultury poprzekształcały, choć niektórzy również dziś czują
bliskość ideologiczną i symboliczną, chociażby z hippisami; inni
znaleźli swoje nisze lub nurty, poprzez które się wyrażają. A
ja? Podziwiam ludzi, którzy wtedy żyli, tworzyli i działali.
Szanuję tych, którzy dziś reprezentują sobą wyraźny wachlarz
wartości. Tylko że ja, mimo całego podziwu i szacunku, nie czuję
i nie chcę czuć się jednym z nich. Nawet jeśli oglądając „Hair”
wszyscy jesteśmy hippisami, to na tym u mnie koniec. Nie jestem
członkiem muzyczno-ideologicznych grup. Lubię słuchać muzyki, ale
robię to dla muzyki w najwęższym znaczeniu tego słowa; nie
pociągają mnie wielkie ideologie, zawoalowane przesłania. Może
gdybym żył w czasach, do których się odnosiły, ale dziś –
nie. Nie wyznaję nawet kultu żadnego konkretnego zespołu – być
może dlatego koncerty nie pociągają mnie aż tak.
Ale mój problem, bo tak
go chyba można nazwać, wykracza poza muzykę. Nie zapalają mnie
spory polityczne. Nawet, jeśli dostrzegam jakieś rzeczy niewłaściwe
czy absurdalne (jak chociażby głośna sprawa ACTA), to wszelkie
manifestacje sprzeciwu czy poglądów zbyt mi śmierdzą manifestacją
polityczną, tyle że ze strony tej czy innej partii. To całe
polityczne łajno tylko mnie odrzuca – to zapewne znaczy, że nie
jestem patriotą, zatroskanym przyszłością państwa i niegodnym
miana obywatela. Mało tego, chociaż inni widzą w czymś powody do
buntu, mi często wydaje się, że jest to sztuczne rozdmuchanie
problemu, na którym komuś „z góry” zależało.
Nie czuję potrzeby
buntu. Nie pociąga mnie tłum. Nie jestem więc stroną. A jeśli
nie jestem stroną, to kim jestem? Pionkiem? Szarą masą? Zapewne
tak należałoby powiedzieć. A może, skoro mam świadomość, a
mimo to trzymam się na uboczu, to należę do jeszcze niższej
kategorii? Staram się zachowywać spokój i rozsądek, ale może to
tylko złudzenie, moje usprawiedliwienie dla strachu i braku
działania?
Nie jestem hippisem,
skinheadem, metalem, punkiem.
Nie jestem lewicowcem,
prawicowcem, miłośnikiem ani wrogiem żadnej partii.
Nie jestem ani aktywnym
członkiem społeczności, ani wyrzutkiem.
Jestem katolikiem, ale
daleko mi do świętości.
Jestem studentem, ale z
coraz mniejszą wiarą w to, że studia otworzą mi drogę do
przyszłości.
Jestem człowiekiem, ale
zbyt mało we mnie aktywnego człowieczeństwa.
Jestem Polakiem, ale
minifestacji patriotyzmu we mnie niewiele.
Jestem istotą żywą,
ale nie uczestniczę w Życiu. Tkwię w swojej skali mikro,
zadowalając się małymi relacjami z drugim człowiekiem, żyjąc w
swoim ciasnym i wąskim świecie, nie tworząc relacji makro, związku
ze światem. Nie zapisuję się jak dotąd wielkimi literami w
historii i wcale nie odczuwam takiej potrzeby.
Czasami mam zdanie,
czasami go nie mam.
Czasem zastanawiam się
nad tym, co się dzieje we mnie i wokół mnie, często jednak jestem
bezrefleksyjny.
Sam sobie stawiam
zarzuty, których nie odeprę. Nie pociąga mnie konflikt, nawet
wewnętrzny.
Czy nie reprezentuję
sobą wartości?
Czy więc nie mam
wartości?
Kim jestem?
Jesteś nikim. Tak jak znaczny procent społeczeństwa. Przynajmniej się przyznajesz.
OdpowiedzUsuńWięc jednak jest grupa, do której przynależę. A jednak nie chcę być częścią ogółu. Umówmy się, że jestem poniżej społeczeństwa (w przeciwieństwie do bycia ponad nim).
UsuńWłaśnie-ja myślę,że gdybym żyła W TAMTYCH czasach to bym była którąś z muzycznych subkultur,bo to były JEJ czasy.Z celami itd. Dziś to tylko taki spadek,po TAMTYCH i można oczywiście w fantastyczny sposób przynależeć do tej subkultury,co wzbudza mój szacunek,czy podziw nieraz,ale jednak ma się takie jakieś wrażenie,że to już nie to. Jak odprawianie gwiazdki,w czerwcu. Można to zrobić wybornie,ale czegos tu brak. Tym większy szacunek dla wytrwałych.Tak mi się wydaję.
OdpowiedzUsuńTeż politycznie jestem poza,bo tam się nawet nie da,nie da się po prostu. Religijnie obecnie też jestem poza, Ty widzę masz katolicyzm. Kult zespołu,nie mam jednego zespołu,jak niektórzy,ale jednak bardzo cenię koncerty. Zespół czy wykonawca to TA NIEODŁĄCZNA CZĘŚĆ muzyki dla mnie.W graniu na żywo.Kiedy słucham muzyki w domu,nie muszę wiedzieć kim jest wykonawca. Ale na żywo jest zupełnie inny rodzaj muzyki,to już taki teatr. Muzyczny teatr. A ja lubię teatr. Artystyczny teatr.
Zazdroszczę braku konfliktu wewnętrznego.
Wiesz,kim dla mnie jesteś?Sobą. Tak po prostu. I nie zgadzam się z Knight.Totanie się nie zgadzam.Nie jesteś nikim. Bo jesteś świadomy tych pewnych kwestii i świadomie mówisz im nie,albo że są ci obojętne. Stworzyłeś świat mikro,swój własny.Choć oczywiście świat Twój to nie tylko Twój świat,bo światy się zazębiają. A wtedy to mikro przeradza si w trochę choćby małe makro. Bo co dwa światy to nie jeden. A pewnie miałbyś ich o parę więcej niż dwa.
A to że jesteś bezrefleksyjny,rozpatruje na dwa fronty-jeden-człowiek,ja i Ty i reszta,w różnej częstotliwości działa bezrelfeksyjnie i w różnym stopniu nie ma w tym nic dziwnego,w zależności od sytuacji i konsekwencji-drugie-mamy natłok refleksji nie pozwalając sobie żyć po prostu,a kiedy po prostu żyjesz,nie potrzebujesz refleksji-poza MOMENTAMI-a momenty TY MASZ-w ten sposób choć Twoje uczestnictwo w życiu wydaje się małe,może jest to tylko skala makro,to jednak jest w pełni.W pełni makrowym.I to jest dobre.Nie wiem.przypadkiem bardzo pozytywni na to spojrzałam.Tak dziś mam.
ogólnie rzecz biorąc, zmieniły się czasy. wiesz, że żyjemy w czasach totalnego eklektyzmu, nawet tzw. konrkulturowego, bo kontrkulturowcy wpisują się w popkulturę itp. może iedys to wyglało inaczej, ale nie nam oceniać- nie żyliśmy w tamtych czasach, mało mamy o nich do powiedzenia, nawet można nam wcisnąć największą bajkę. a moze było inaczej, bo ktoś widział realnego wroga, smoka, bardziej oczywistego, niż te smoki, tkóre don kichoteria chce pokonywac dzisiaj.
OdpowiedzUsuńjak miałma 13 lat określałam się, że jestem punkiem. rok później mi przeszło bo...nie można sie określać w ramkach. znaczy, ogólnie chodzi mi o to, że amka, czy kulturowa, ideologiczna, muzyczna, subkulturowa ogranicza człowieka i tak cholernie bogate pole jego możliwości. szufladka, kolejna, która czasem przesłania horyzont i blokuje nasze samodzielne myślenie bardzo często, choć niektózy temu, na szczęście, sie wymykają.
zasadniczo, idealizm często to pewna naiwność. jeśli umie się genialne analizować- trudno nim zostać. tak samo trudno osobie o szerokich horyznotach myślowych wpisać się w jakiś trend.
a moze to kwestia siły osobości, co? Bo tylko silna osobowość nie potrzebuje tak naprawdę stada, wpisywania się w jakąś ramkę, schemat, bo potrafi znaleźć swoja drogą? ja bym patrzyła na to w ten sposób.i właśnie osoby z odwagą- w pewien sposób są kimś. wątpie, że ci co zmienili świat chcieli koniecznie wpisać się w jakiś nurt. na pewno nie geniszu Dalego czy Duchampa.
każdy z nas w pewien spośób jest w masie- masie, ktora chce sie wyodrębnić tworząc subkulturę, masie zwykłych zjadaczy chleba czy masie religijnej sekty. kwestia to zdawać sobie z tego sprawę. a może wolność jendostki i nie bycie pionkiem to właśnie owa świadomość i pewna mobilność, zdolność przepływania pomiędzy szufladkami? wolność, taka wewnętrzna? tak mi się nasunęło:)
noe lubię zapatrzonych w coś ideologowców. to za bardzo pachnie mi fanatyzmem i zagubieniem. a to jedne z niewielu rzeczy, od kórych uciekam.
kim jesteś? po prostu sobą, o wielu twarzach. czasem chyba tyle starczy:)
Teraz jest tyle rożnych możliwości. Wtedy żeby wypić wino w parku i nie dostać w zęby trzeba było zapisać się do jakieś "legalnej" subkultury. Ot i cała ideologia.
OdpowiedzUsuńJestem zła... tyle się napisałam o Tobie... tyle... tyle pięknych, fajnych słów napisałam,a tu wystąpił błąd... Cholera!!! Już nie odtworzę tego, nie ma pamięci.... muszę pisać wtedy kiedy mam natchnienie inaczej ginę, tonę.... Strasznie mnie wciągasz Herman, masz dar... niesamowity dar pisania... To robisz dobrze!
OdpowiedzUsuńNadal nie mam powiadomień... dlaczego????
Cóż, wierzę na słowo, że słowa były piękne i fajne i że było ich tyle, w związku z czym dziękuję. Komputery bywają złośliwe, jak to się rzeczom martwym zdarza.
UsuńNie wiem natomiast czemu nie masz powiadomień. Spróbuj się jeszcze raz zapisać, bo powiadomienia dochodzą, sprawdzałem.